Szanowne Koleżanki
Szanowni Koledzy
Startuję w wyborach rektorskich drugi raz. Cztery lata temu popierałem kandydaturę obecnego rektora US, prof. Edwarda Włodarczyka. Dzisiaj też wyrażam poparcie dla tej kandydatury. W swoich poglądach w odniesieniu do kwestii fundamentalnych takich, jak: wolność badań naukowych, racjonalność, pluralizm światopoglądowy oraz prawa człowieka, jestem stabilny – jak skała magmowa. Dlatego moje poparcie dla prof. Edwarda Włodarczyka nie zostało zasadniczo wzruszone.
Startuje w wyborach, aby uzyskać 35% głosów. Dlaczego? Chcę zostać prorektorem ds. nauki, aby móc wcielać w uniwersytecką tkankę oświeceniowe standardy naukowca i społecznika. Uzyskując 35 % głosów, mam szansę zostać rekomendowanym przez środowisko akademickie do spełniania tej odpowiedzialnej roli.
Wiadomo, że prof. Edward Włodarczyk zwycięży w batalii o najwyższą godność uniwersytecką. Daje to nam gwarancję kontynuowania obecnej strategii rozwoju Uniwersytetu Szczecińskiego. Odwołując się do bohaterów amerykańskiego wolnomularstwa, prof. Włodarczyk deklaruje, iż będzie bronił ideałów wolnościowego racjonalizmu.
Jeśli akceptują Państwo mój program, moją działalność na niwie społecznej, naukowej oraz dydaktycznej (szef szczecińskiego komitetu Olimpiady Filozoficznej, autor pierwszego w Polsce programu nauczania logiki w szkole podstawowej), to możecie na mnie zagłosować bez lęku o zmarnowanie głosu. Wybierzcie prof. Włodarczyka ilością 65% głosów, mi zaś ofiarujcie tylko 35 %. W ten sposób dacie zdecydowany wyraz swoim wolnościowym i racjonalnym postawom, a mi – wenę, inspirację i siłę w naukowej i społecznej działalności pro bono publico.
Niech poniższy skrypt wykładu zainspiruje Państwa w oddaniu głosu na mnie. Oto moje credo.
Uniwersytety potrzebują liberalnej, aksamitnej rewolucji
Rewolucje stanowią chleb powszedni dziejów politycznych niemal każdego społeczeństwa. Zachodnia Europa przeżyła swoją, antyklerykalną rewoltę w XVIII wieku w postaci krwawego buntu mas pod przywództwem jakobinów. Rzeź katolików, inspirowana przez Robespierre’a i Dantona, stała się „szatańską przemową”, słyszaną w Europie od Atlantyku po Dunaj. Katolicki i protestancki kler stracił wpływy. „Szatan” po raz drugi ośmielił się strzelać do chrześcijan podczas nadzwyczaj długiej rewolucji komunistycznej w Europie, obejmującej ziemie od Dunaju i Łaby aż po Ural. Wydawałoby się, że na tych ziemiach chrześcijaństwo również utraciło wpływy. Tak jednak nie jest, gdyż „Szatan” oszczędził ten kawałek Europy, który rozciąga się od Odry po Bug. Polska jest jedynym państwem na starym kontynencie, w którym Kościół katolicki – niczym „sąd ostateczny” – sprawuje moralną, duchową i naznaczoną „obiektywnością Prawdy” władzę nad publicznym dyskursem. Szatan „nie ruszył katolickiej Polski z posad bryły świata”.
„Dziejowy Diabeł” pokazał więc swoje krwawe, okrutne oblicze. Zemścił się za wieki nędzy i upokorzenia. Zemsta jednak nigdy nie usprawiedliwia gilotynowania, linczowania i wieszania. „Opływające krwią łaźnie rewolucyjne” uczą nas jednak czegoś: tolerancji dla odmiennych punktów widzenia, prywatnych stylów życia i postawy krytycyzmu wobec wszelkich imperialnych światopoglądów będących ekspresją idei „obiektywnej, absolutnej i transcendentnej prawdy”. Pamięć o dziejowej krwi na dłoniach zarówno księży jak i rewolucjonistów, interpretowana jako przestroga, stanowi mentalny fundament tworzenia w Europie społeczeństwa otwartego, którego koncepcję opracował Karl Popper (jeden z najwybitniejszych filozofów XX wieku).
Rozwój społeczny dokonuje się poprzez produkcję i upowszechnianie wiedzy naukowej, która wraz z upływem dziejów coraz bardziej upodobnia się do prawdy. Ten historiozoficzny optymizm Poppera nie jest jednak bezwarunkowy. Może się realizować jedynie w „otwartym dyskursie”, w którym zakłada się, że nikt nie ma absolutnej racji, że każdy podmiot poznający, z istoty rzeczy, błądzi. Cud absolutnej prawdy nie istnieje. Z punktu widzenia idei prawdy, w takim samym stopniu „głupcami poznawczymi” są Jan Paweł II, Benedykt, Obama jak i Janek Kowalski. Różnimy się co najwyżej liczbą lapsusów logiczno-metodologicznych – podobnie jak uczniowie solący błędy ortograficzne w pracach maturalnych – występujących w tekstach kultury, które prefabrykujemy dla różnych celów. Istotą „otwartego dyskursu” jest jego nieustanne przewartościowywanie epistemiczne. To zaś wymaga od „graczy” zgody na kwestionowanie ich perspektywy poznawczej. Środkami falsyfikacji paradygmatów, punktów widzenia czy też hipotez nie są jednak stos i gilotyna. W przestrzeni publicznej społeczeństwa otwartego obowiązuje tylko jeden przymus: wyłącznie akt mowy może stanowić narzędzie falsyfikowania koncepcji naszych adwersarzy.
Europa integruje się dzięki dezintegracji rynku idei. Koncepcje, światopoglądy, wizje muszą konkurować między sobą. Atmosfera Wieży Babel stanowi o swoistości europejskiego klimatu kulturowego. Przenikanie się rozmaitych dyskusji, kłótni, sporów a nawet awantur w europejskiej przestrzeni idei spełnia kreatywną funkcję wyłaniania się „heglowskich syntez”. Ponieważ nie możemy „użyć” ani stosu, gilotyny, łagru ani kolonii karnej w celu rozwiązania konfliktu, jesteśmy zmuszani, poprzez aplauz lub dezaprobatę publiczności rynkowej, do wspólnego porozumiewania się i uzgadniania naszych konkurencyjnych wizji społecznych.
W Polsce zamiast Wieży Babel mamy ciszę
Społeczeństwo naszego kraju jest niestety zapóźnione cywilizacyjnie. U nas panuje zasada, według której milczenie jest złotem. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ludzie milczą tam, gdzie inni mają krew na rękach, gdzie stosy zioną ogniem, gdzie ludzie znikają nocami, gdzie inaczej myślących zsyła się do kolonii karnych na re-edukację. Skąd więc ta cisza? Z lęku przed innością, oryginalnością i własną autonomią. Jesteśmy społeczeństwem nietwórczym i dyskursywnie leniwym, czekającym na „światopoglądowy bryk” . Ponad 60% obywateli naszego państwa nie czyta książek w ogóle; a ci którzy czytają, czynią to sporadycznie. Lumpeninteligent ustanowił standard lenistwa intelektualnego. Awersja do tekstu drukowanego jest właśnie jego wykładnikiem. Nie poszukujemy koncepcji naszego życia, nie kreujemy własnych światopoglądów, punktów widzenia czy pomysłów na życie społeczne, gdyż regularnie i systematycznie, na lekcjach religii i w każdą niedzielę, dostarcza nam się „ideologicznego gotowca” w postaci katolickiego katechizmu w wersji „dobrej nowiny wypowiedzianej ustami księdza i katechety”.
Niestety, „słowo boże” uwstecznia nas w stosunku do Europejczyków. Doktryna, którą jesteśmy karmieni codziennie w mediach, nakazuje kobiecie rodzić w bólach, dźwigać ludziom martyrologiczny krzyż pański oraz stygmatyzować liberałów, ateistów, agnostyków, pozytywistów, gejów i lesbijki. W częstochowskich homiliach często słyszymy nawoływania do wojny krzyżowej z ateuszami i wyznawcami Szatana. Wszczynane są procesy sądowe za obrazę uczuć religijnych. Przy pomocy Kodeksu karnego, Kościół narzuca społeczeństwu „gotowiec interpretacyjny”, według którego każdy kto widzi w katolickiej nauce społecznej anachronizm, kicz, groteskę, „szopkę” czy też „oszustwo ideologiczne”, jest przestępcą. W ten sposób Kościół, poprzez potępienia i sądowe baty, „rozsiewa ciszę”.
Doktrynalny Kościół jest szkodliwy cywilizacyjnie
Najbardziej szkodliwe cywilizacyjnie nie jest jednak to, że kardynałowie czy biskupi pokrzykują. Rozwój naukowy przeżywa rewolucję kognitywistyczną. Nauki o poznaniu i komunikacji (cognitive science) „dłubią w ludzkim mózgu”. Przekonanie o „sakralnej cudowności ludzkiego mózgu i jego umysłu” zostało we współczesnej nauce nieodwołalnie odrzucone. W tym świetle, misja Boga jako twórcy człowieka (najcudowniejszego bytu w kosmosie) została zakończona. Przejęli ją informatycy, logicy, matematycy, fizycy, biologowie, genetycy i neuropsychologowie – ale nie w Polsce. W kraju nad Wisłą nadal obowiązuje niepisane prawo, że w kwestiach : In vitro, badań prenatalnych, antropo- biotechnologii genetycznej, ciągle mają rację Jan Paweł II oraz kardynał Dziwisz. Prawda objawiona jest ważniejsza od postępu naukowego.
Starcie dwóch paradygmatów kulturowych : religijnego, który czerpie siłę z katechizmów oraz scjentystyczno-kognitywistycznego, żywiącego się eksperymentem i modelem formalnym, musi doprowadzić do „intelektualnego zgiełku Wieży Babel”, będącego oznaką żywotności i otwartości (w sensie Poppera) dyskursu publicznego. Bunt intelektualistów przeciwko standardom lumpeninteligenta, korzystającego z „gotowców i bryków” dostarczanych rynkowi idei przez instytucje podtrzymujące chrześcijaństwo w obiegu kulturowym, może przeobrazić się, w tak potrzebną Polsce, aksamitną i liberalną rewolucję.